Konflikty między dziećmi na placu zabaw to źródło napięć nie tylko dla dzieci, lecz także dla towarzyszących im dorosłych. Jak zareagować, kiedy się włączać? Do czego zachęcać zwaśnione strony? W jaki sposób później rozmawiać o tym, co zaszło? Tego rodzaju pytania przychodzą nam do głowy, gdy nasza pociecha angażuje się w konflikt z innym dzieckiem. Często czujemy się wówczas obciążeni odpowiedzialnością za to, by zareagować w taki sposób, aby skłócone dzieci nie tylko rozpoznały własne sprzeczne z zasadami zachowania i potrafiły za nie przeprosić, lecz także – aby umiały później zgodnie bawić się razem. Co jednak, gdy to okazuje się niemożliwe?
Zacznijmy od samej sytuacji konfliktu. W przygodzie Słonika obie mamy podeszły do skłóconych dzieci, zaalarmowane niezgodnym z zasadami zachowaniem (przezywaniem) oraz płaczem. Mama Słonika zachowała spokój i życzliwe nastawienie do synka – pomimo tego, że to on prezentował niemiłe zachowanie. To bardzo ważne, byśmy my – dorośli, każdorazowo brali pod uwagę perspektywę każdego z dzieci. Ten, kto płacze, zapewne poczuł się urażony, albo się przestraszył. Czasami jednak ten, kto płacze, wie, że podkreślanie własnej krzywdy („on mnie przezywa!”) może odwrócić uwagę dorosłych od tych własnych zachowań, które wywołały niemiłą reakcję drugiego dziecka. Mama Słonika zauważa zarówno, to, że przezywanie jest niezgodne z zasadami („nie można nikogo przezywać, to jest niemiłe”) i wymaga przeproszenia, jak i to, że nie można własną zabawą zabierać możliwości zabawy drugiej osobie. W sytuacji konfliktu często odpowiedzialność za konflikt rozkłada się między jego stronami – wtedy, gdy tak się dzieje, ważnym jest, by dorośli potrafili to zauważyć, nazwać i zaproponować odpowiednie kroki każdej ze zwaśnionych stron.
Kiedy już udało się adekwatnie zareagować na konfliktową sytuację, powstaje pytanie o to, co dalej. „Nie lubię jej, nie będę się z nią bawiła!” – możemy czasem usłyszeć od kilkulatka. W przygodzie Słonika właśnie tak się dzieje – zarówno Słonik, jak i Wilczek, wcale nie mają ochoty na to, by bawić się wspólnie. Kiedy przyglądamy się własnym doświadczeniom w relacjach z ludźmi, możemy zauważyć, że, faktycznie – czasem spotykamy na swej drodze kogoś, z kim nie mamy ochoty współpracować, ani nawet rozmawiać. Często zachowujemy wówczas preferowany przez siebie dystans, nie naruszając zarazem ogólnie przyjętych norm. Skoro nasze relacje z osobą, która nie budzi w nas sympatii, mogą wyglądać tak, że mówimy sobie „dzień dobry”, jednak nie wdajemy się w dłuższą pogawędkę i nie planujemy wspólnego spędzania czasu, z jakiej racji kilkulatek miałby koniecznie bawić się z kimś, kogo nie lubi?
Jeśli po zażegnaniu konfliktu i podjęciu stosownych kroków (w przygodzie Słonika są nimi przeprosiny oraz ustalenie o nie przeszkadzaniu sobie nawzajem w zabawie) dzieci wcale nie mają ochoty bawić się wspólnie, nie warto ich do tego namawiać. Tego rodzaju namowy często przynoszą efekty odwrotne wobec zamierzonych – im bardziej namawiamy dziecko, by pobawiło się z nielubianym kolegą, tym bardziej ono może (słownie lub swoim zachowaniem) demonstrować nam to, że wspólna zabawa to nie jest najlepszy pomysł. Dziecko – podobnie, jak dorosły – o ile przestrzega obowiązujących w danym miejscu norm, wcale nie musi „zgodnie bawić się ze wszystkimi”. Ma ono prawo do tego, by bawić się z tymi osobami, z którymi chce angażować się we wspólne aktywności, ucząc się zarazem tego, że dzielące nas różnice są w porządku, że mamy prawo do odmiennych preferencji, a świat jest dość duży, byśmy koegzystowali nie przeszkadzając sobie nawzajem. Wcale nie musimy bawić się z kimś, kto proponuje zabawy, które nam się nie podobają i wcale nie trzeba upodabniać się do siebie nawzajem. Jeśli ja lubię szybką jazdę na karuzeli, a ktoś inny – bardzo lubi kręcić się pomalutku, to oznacza to tylko tyle, że korzystamy z karuzeli osobno – każdy tak, jak lubi.
Paradoksalnie – właśnie przyzwolenie na to, by dziecko nie chciało bawić się ze wszystkimi rówieśnikami z placu zabaw, może w dłuższej perspektywie czasowej prowadzić do wyższego poziomu gotowości dziecka do tego, by do wspólnej zabawy zapraszać także te dzieci, które prezentują zupełnie różne preferencje. Skoro bowiem nie musimy zgodnie razem się bawić, to – kto wie, może któregoś dnia uznamy, że pobawienie się razem to dobra myśl, a z dzielących nas różnic uczynimy uzupełniające się nawzajem zasoby, uatrakcyjniające wspólną zabawę. Jednak tylko pod warunkiem, że nie musimy – bo, jeśli musimy, to – wiadomo – nie chcemy.
Monika Tarnowska, terapeutka, koordynatorka Poradni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży Intra
SŁONIK I PLAC ZABAW – CZ. 8 SŁUCHOWISKA “SŁONIK W DOMU”