NUDA TWORZY PRZESTRZEŃ NA KREATYWNOŚĆ

 

Nuda jest stanem, który jest przykry i nieprzyjemny, ale tworzy przestrzeń na kreatywność. Człowiek zaczyna kontaktować się ze sobą. Kiedy jesteśmy niedostymulowani, zaczynamy myśleć nad tym, jak sami możemy się dostymulować. Nuda jest stanem, który w jakimś sensie resetuje umysł. Kiedy jej doświadczamy to najpierw odczuwamy ją jako coś przykrego, nieprzyjemnego. Następnie zaś zaczynamy podejmować wysiłek, żeby nudę zwalczyć. Wówczas zazwyczaj przychodzi do nas to, co naprawdę lubimy.

 

Nuda to w słowniku dzieci i nastolatków jedno z najbardziej znienawidzonych pojęć. Okazuje się jednak, że nuda jest ważna. Dlaczego?

To prawda, dla dzieci nuda to niemalże cierpienie. Uważam jednak, że ten stan jest potrzebny, by dzieci nauczyły się radzić sobie z nudą.

Nuda jest stanem, który jest przykry i nieprzyjemny, ale tworzy przestrzeń na kreatywność. Człowiek zaczyna kontaktować się ze sobą. Kiedy jesteśmy niedostymulowani, zaczynamy myśleć nad tym, jak sami możemy się dostymulować. Nuda jest stanem, który w jakimś sensie resetuje umysł. Kiedy jej doświadczamy to najpierw odczuwamy ją jako coś przykrego, nieprzyjemnego. Następnie zaś zaczynamy podejmować wysiłek, żeby nudę zwalczyć. Wówczas zazwyczaj przychodzi do nas to, co naprawdę lubimy.

Można powiedzieć, że nuda pozwala nam usłyszeć siebie?

Dokładnie tak. Tymczasem tym, co obecnie nie dopuszcza do nas nudy, są ekrany, które nieustannie zalewają nas treścią. Można to porównać do jedzenia. Jest ono doskonale skuteczne, dobre, smaczne, różnorodne i kuszące, ale spożywanie w nadmiarze tego ogólnie dostępnego, nawet najzdrowszego, jedzenia sprawi, że zaczniemy tyć. Tak samo jest ze świadomością. Dostajemy bardzo duży przekaz do naszej świadomości. Intensywność doświadczeń jest ogromna, jesteśmy wręcz nimi zalani. Funkcjonujemy w supermarkecie rozrywki. Mamy dużo, tanio i niekoniecznie wartościowo. Pomyśl ile samodyscypliny wymaga od człowieka nieskończenie zaczętego serialu mimo iż jest on słaby. Dobrowolnie zalewamy się treścią.

Jakie negatywne skutki może mieć takie unikanie nudy i nieustanne zasypywanie naszej świadomości różnego rodzaju  treściami?

Największe zagrożenie to „monochromatyczność” aktywności. Jeśli dostarczamy sobie bodźców tylko w jednej postaci, z jednego źródła, to jesteśmy od tego zależni. Nie uzależnieni, ale zależni właśnie. Przed internetem były osoby, które zaczytywały się książkami i miały bogate księgozbiory, ale mogły nie mieć przyjaciół. W obecnej kulturze masowej dominujący jest ekran i on w tych skrajnych sytuacjach przesłania wszystko inne, staje się centrum świata.

Obecnie trudno sobie wyobrazić naszą rzeczywistość bez ekranów. Jako dorośli spędzamy przed nimi sporo czasu zarówno tego zawodowego, jak i wolnego. Czy dla dzieci ekranowa rzeczywistość jest bardziej niebezpieczna?

Tak ponieważ układ neurologiczny dziecka jest nieprzystosowany do tego, żeby przerobić taką liczbę bodźców. Możemy to zaobserwować patrząc jak wygląda dziecko, które przez 30 minut intensywnie oglądało bajki. Skutki takiego seansu widać na poziomie czysto fizjologicznym i neurologicznym. Dziecko wpatrzone w ekran często nie zdaje sobie sprawy ze swoich podstawowych potrzeb. Dopiero po jego wyłączeniu okazuje się, że chce mu się siku, albo że jest głodne. Odcięcie ekranu powoduje, że dziecko zaczyna doświadczać innych rzeczy. Takie właśnie jest zadanie nudy. W przypadku dzieci nie chodzi przecież o odkrywanie sobie w sensie egzystencjalnym, ale o zwyczajne poczucie siebie. Trzeba się nudzić, żeby poczuć siebie.

Już widzę to przerażenie w oczach rodziców na myśl o tym, że mają swoim uzależnionym od ekranu dzieciom zafundować nudę. Reakcje mogą być bardzo intensywne.

Oczywiście. Prawdopodobnie pojawi się agresja, rozpacz, histeria, inne intensywne reakcje emocjonalne. Trzeba to przetrzymać. Niestety często jest tak, że ekrany pełnią zastępczy środek wychowawczy, zapełniacz czasu. Dziecko zamiast uwagi rodzica, dostaje tablet. To wygodne, dlatego wielu rodziców, zwłaszcza takich, którzy sami mają problem z ekranami, nie widzi w tym niczego złego do czasu, kiedy problemy zaczynają pojawiać się w innych obszarach.

Czy dorośli , którzy mają dysfunkcyjny sposób korzystają z ekranów będą w stanie zauważyć, że ich dziecko również ma z tym problem?

Tak, na przykład po ocenach w szkole. Czyli wówczas, kiedy ktoś z zewnątrz im to powie. Miałem taki rzeczywisty przypadek dziecka, które trafiło do mnie z powodu agresji. Okazało się, że agresja jest reakcją na odstawienie ekranu, które to z kolei nastąpiło dlatego, że dziecku popsuły się oceny. Wcześniej to dziecko spędzało cały czas przed ekranem i dopóki nie zaczęło odbijać się to na ocenach, wszystko było według rodziców ok. Dopiero sygnał ze szkoły spowodował, że ograniczyli ekrany, a to spowodowało agresję.

Na jakie sygnały zatem zwracać uwagę, by nie doprowadzić do takiego momentu w którym dziecko reaguje na odstawienie ekranów agresją?

Przeciąganie snu, trudności z odstawieniem, trudności z nawiązaniem kontaktu, pojawienie się trudności w innych obszarach. Jeśli ekran staje się dominującą aktywnością, dziecko wycofuje zaangażowanie z innych obszarów. Znika z relacji, przestaje być widzialne i słyszalne. Rodzic, który sam ma kłopoty z ekranem tego nie zauważy. Dla niego to będzie bardzo wygodne, że dziecko jest niesłyszalne i niewidzialne.

Ekrany są jednak częścią naszej codzienności i trudno udawać przed dzieckiem, że one nie istnieją. Jak zatem znaleźć zdrowy balans pomiędzy światem analogowym a tym, który oferują ekrany?

To jest najtrudniejsze. Najlepszym sposobem jest obserwacja i wprowadzanie zmian małymi krokami. Zamiast dostosowywać się do jakiś norm, ustalmy kiedy kończymy aktywność ekranową. Umówmy się, że w danych okolicznościach z ekranu nie korzystamy w ogóle. Zobaczmy, jak dziecko reaguje na taką zmianę. W idealnym świecie samo odchodzi od ekranu, w rzeczywistości trzeba czasem odłączyć wi-fi, albo wykręcić korki.

Jak ustalić jaki czas spędzony przed ekranem będzie dla dziecka bezpieczny?

Istnieją normy zdrowego korzystania z ekranu, ale one się zmieniają. Obecnie dostosowuje się je bardziej do rodzaju aktywności, a nie do czasu przed ekranem jako takiego.  Bo czymś zupełnie innym jest na przykład wspólne, rodzinne oglądanie filmu, a czym innym sytuacja w której każdy siedzi z nosem we własnym ekranie. To są dwa zupełnie inne doświadczenia.

Ja zachęcałbym jednak, by nie trzymać się sztywno norm, tylko zrobić z nich punkt odniesienia do wprowadzanych zmian. Najważniejsze, żeby każdy nauczył się swojej własnej normy.

O wypracowywaniu własnych norm możemy mówić w przypadku dorosłych. Dzieciom jak rozumiem należy je odgórnie narzucać

Tak, jak najbardziej, dzieciom trzeba normy narzucić, nie koniecznie na siłę, często jako propozycja albo punkt wyjścia do ustaleń ale to rodzic ma prawo a nawet obowiązek zainicjować wprowadzanie norm. Ekrany są dla dziecka atrakcyjne, więc trudno oczekiwać, że ono samo będzie wiedziało, kiedy z nich zrezygnować. Znów doniosę się do analogi z jedzeniem. Gdybyśmy na to pozwolili, dzieci jadłyby tylko to, co najbardziej lubią, czyli w większości przypadków słodycze. Lody na śniadanie, obiad i kolacje? Super, dziecko będzie szczęśliwe, ale czy to dobre rozwiązanie? Tak samo jest z ekranami. Naczelna zasada jest taka, że nie ma takiej opcji, by dziecko spędzało cały czas przed ekranem. No i niestety musimy temu młodemu człowiekowi powiedzieć, że czasami musi się ponudzić.

Dla dzieci w wieku szkolnym ekrany to nie tylko bajki czy gry ale też komunikacja. Czy ograniczając im dostęp do nich nie odcinamy ich od rówieśników?

Dlatego właśnie nie chodzi o odcięcie ekranów totalne, ale wypracowanie zdrowych standardów. Można ustalić na przykład godziny, w których dziecko nie sprawdza komunikatorów. Umówić się, że są takie okoliczności, w których ekrany są wyłączone. To nie jest łatwe, ale nie niemożliwe. Jeśli na wprowadzenie takich zmian pojawiają się intensywne reakcje takie, jak lęk czy agresja to wiemy, że jest problem i trzeba działać. Chodzi o to, żeby rodzice nauczyli się rozpoznawać, co angażuje ich dziecko zbyt mocno i stworzyli elastyczny system zapobiegający wsiąkaniu młodego człowieka w te obszary. Wracając do analogii z jedzeniem, można pozwolić sobie na odrobinę cukru, ale jeśli będzie się go jadło cały czas, to raczej nigdy nie przyjdzie nam ochota na brokuły czy marchewkę. I tu wracamy do nudy. Jej zadaniem bowiem jest zrobienie przestrzeni na wszystko inne.

Czy da się dziecko z nudą oswoić?

Tak ale może to oznaczać, że dużo rodzic musi wytrzymać. Czasami wystarczy zaproponować dziecku coś analogowego. Jeśli sami nie wiemy, co mogłoby to być, to może samo dziecko wie. Druga rzecz, to możemy zaproponować dziecku siebie. I nie chodzi tu o to, żeby rodzic całą swoją uwagę poświęcał teraz dziecku, ale żeby na przykład zachęcił je do tego, by przyłączyło się do jego aktywności jeśli tylko jest to możliwe. Musimy jednak uważać, by nie przesadzić i nie proponować dziecku siebie ze zbyt dużą intensywnością.

Co masz przez to na myśli?

Chodzi o to, by rodzic nie był takim,  jak ekran. Żeby zbyt intensywnie tą swoją aktywnością dziecka nie karmił. Chodzi o to by nie przesadzić i nie proponować dziecku siebie ze zbyt dużym zaangażowaniem, bo wtedy rodzic stanie się kimś takim jak ekran, a dziecko po prostu biernym odbiorcą tego co rodzic zaproponuje. A w nudzie chodzi przecież o to by dziecko odnalazło siebie i poszło za tym.

Warsztaty „W kontakcie” skierowane są do rodziców dzieci, które nadmiernie korzystają z ekranów. Czego uczestnicy nauczą się na tych spotkaniach?

Chcemy pokazać rodzicom jak to robić, żeby dzieci umiały się nudzić i jak rodzice mogą tę nudę wytrzymać. Ogólnym celem warsztatów jest, by rodzice przestali się obawiać ekranów i żeby przestali czuć niemoc wobec nich. Żeby zdali sobie sprawę, że nuda jest jednym z ważnych elementów odstawienia ekranu. Chcemy też przygotować rodziców na konsekwencje tego odstawienia i nauczyć ich, jak sobie z nimi radzić.

 

Z Mariuszem Kibartem, współprowadzącym grupę terapeutyczną „W Kontakcie”, rozmawiała Anna Sobańda

fot. Magda Pawluczuk