CZY ROZMAWIAĆ Z DZIECKIEM O WOJNIE?

– A ja to bym rzucał w nich pączkami – gdyby ktokolwiek tu przyszedł i chciał coś zburzyć, dostałby pączkiem! – zapewnia gniewnie kilkulatek, który usłyszał o rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jest tłusty czwartek, pączki piętrzą się na talerzu stanowiąc inspirację dla dziecięcej wyobraźni. A jak my, dorośli, możemy na to reagować? Jak możemy rozmawiać z dziećmi o tym, co się dzieje?

Wielu z nas słysząc o rzucaniu pączkami miałoby ochotę pokręcić głową z politowaniem i skomentować, że to nie tak, że tu sytuacja jest poważna, że wisi nad nami groźba, wobec której dziecięce fantazje są kompletnie nie na miejscu. „Och, dziecko, wojna jest straszna, tu nie da się bronić rzucaniem pączkami i nie ma co liczyć na to, że jakaś bajkowa postać nas uratuje…” – takie słowa mogą przychodzić nam do głowy. Wielu z nas przypominają się narracje o okropnościach wojny – czujemy silny niepokój, smutek, gniew, a to może nas popychać w stronę temperowania dziecięcych fantazji, mówienia dzieciom, że nie czas na nie. Zanim jednak – w imię racjonalności i adekwatności reakcji, powiemy dzieciom, by nie „wymyślały”, przyjrzyjmy się temu, czym te fantazje są.

Zacznijmy od źródeł niepokoju. Kiedy mamy do czynienia z zagrożeniem, które jest poważne, a zarazem oceniamy własne możliwości radzenia sobie z nim jako niewystarczające, naturalną reakcją jest strach, dodający nam energii, by czym prędzej wydobyć się z tych okoliczności. Kiedy jednak nie wiadomo, jak uniknąć zagrażającej sytuacji lub gdy nie mamy wpływu na pozostawanie w niej, czujemy lęk. Coś się czai, nie wiadomo, kiedy uderzy, a gdy już uderzy, nie poradzimy sobie. „Paraliżujący lęk” – mówimy czasem o takim doświadczeniu i większość z nas wie, jak bardzo jest ono trudne. Zakłóca ono nasze naturalne sposoby radzenia sobie, negatywnie wpływa na naszą zdolność do poszukiwania konstruktywnych rozwiązań, wywołuje tendencję do kierowania uwagi na zewnątrz w poszukiwaniu zagrożenia oraz do unikania wszystkiego, co mogłoby to zagrożenie zwiększyć.

By przejść do działania, by odzyskać poczucie kontroli nad sytuacją, by poczuć się lepiej – potrzebujemy zmniejszyć swój lęk. Możemy to robić na dwa, niewykluczające się nawzajem, sposoby. Z jednej strony, możemy przyjrzeć się temu, czego się boimy i uznać, że wcale nie jest aż tak straszne: możemy m.in. dystansować się względem zagrożenia np. żartując z niego, czy kierować swoją uwagę na te właściwości zagrożenia, które czynią je mniej groźnym – dostrzegać jego „słabe strony”. Z drugiej strony, możemy zwracać uwagę na nasze możliwości radzenia sobie z tym zagrożeniem – dostrzegać dostępne nam źródła wsparcia, a także nasze własne zasoby, które w konfrontacji z tym zagrożeniem mogłyby okazać się użyteczne.

Podsumowując – by opanować lęk, mówimy sobie, że „nie taki diabeł straszny” i „wiem, jak sobie z nim poradzić”. Tym właśnie są dziecięce fantazje o tym, jak można by rozprawić się z agresorem – są naturalnym, zdrowym, spontanicznym wysiłkiem na rzecz uśmierzenia niepokoju, odzyskania poczucia sprawczości. Nie warto ich zatem blokować, nie warto mówić dzieciom, że ich fantazje są w obliczu aktualnych wydarzeń nieadekwatne. Byłaby to bowiem nieprawdą – te fantazje są dziecięcym sposobem radzenia sobie i w tym sensie są jak najbardziej adekwatną odpowiedzią na otaczający dziecko zewsząd niepokój dorosłych.

Mówmy prawdę. Tak, jak w przypadku pandemii – gdy byliśmy gotowi wyjaśniać dzieciom, czym jest atakujący świat mikrob i jak można chronić siebie i bliskich – opowiadaliśmy wtedy o tym, jak ważne jest mycie rąk i przestrzeganie zasad dystansu społecznego. Teraz, podobnie – w sposób dopasowany do etapu rozwojowego dziecka, nazywajmy rzeczy po imieniu. Pokażmy Ukrainę na mapie, wyjaśnijmy, że została zaatakowana przez swojego sąsiada. „Przecież tak nie wolno!” – będzie reakcją wielu dzieci. No właśnie – tak nie wolno, to wbrew ważnym dla nas wartościom. Warto rozmawiać o tym z dziećmi – że my (i bardzo wielu ludzi wokół nas) uważamy wolność, prawo do szacunku, nietykalności i poczucia bezpieczeństwa za ważne wartości. Że nie zgadzamy się na przemoc, na agresywne zachowania. Że to ważne, by wyrażać te wartości w swoich działaniach na co dzień. To, że nie stoimy bezczynnie, gdy komuś słabszemu obok nas dzieje się krzywda, to, że niesiemy pomoc, gdy ktoś obok nas jej potrzebuje – to właśnie są działania, które możemy podejmować na rzecz ważnych dla nas wartości.

To dzięki tym codziennym, konsekwentnym działaniom, możemy sprawić, że w naszym świecie te wartości będą miały się dobrze, a my sami będziemy czuć, że to, co robimy, jest sensowne i ważne – że jesteśmy sprawczy i na tyle, na ile to dla nas możliwe, czynimy ten świat lepszym i bezpieczniejszym miejscem. „Ale jakie to ma znaczenie w obliczu wydarzeń na Ukrainie?” – mógłby spytać niejeden nastolatek. No właśnie – jakie to ma znaczenie, że ludzie budują wspólnotę, w której czują, że mogą liczyć na innych? Jakie to ma znaczenie dla wykluczonego z grupy klasowej dziecka, że ktoś spośród jego rówieśników zaproponuje mu siedzenie razem w ławce? Na sytuację na Ukrainie ta jedna sytuacja w klasie gdzieś w Polsce nie ma najmniejszego wpływu, natomiast dla wykluczonego dotychczas dziecka ta sytuacja to zmiana na lepsze, to udany dzień, to nadzieja na przyjaźń. A im więcej takich sytuacji, udanych dni i momentów nadziei, tym jesteśmy silniejsi w poczuciu, że podstawowe dla nas wartości – wolność, szacunek wobec drugiego człowieka, dbałość o dobro innych – są nienaruszalne i żaden łobuz – ani taki, który działa w skali jednej klasy, ani taki, który działa w skali świata – nie może liczyć na to, że nam bezkarnie zagrozi.

Monika Tarnowska, terapeutka, koordynatorka Poradni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży Intra