Początkowo dorosły sam może po to rozwiązanie sięgać. Zazwyczaj zdaje sobie sprawę z tego, że siedzenie przed ekranem to dla kilkulatka nic dobrego, ale – no właśnie, ale – jestem zmęczony, w końcu są wakacje, odrobina gry nie może zaszkodzić, przecież i tak wszystkie dzieci grają – dorosły ma pod ręką cały szereg argumentów przemawiających za pozwoleniem na chwilę przy ekranie. Czasem dorosły martwi się, że – skoro wszystkie dzieci korzystają z ekranu, to zakaz oglądania czy grania może dla kilkulatka oznaczać wykluczenie z części rozmów czy zabaw z rówieśnikami. Zgoda na ekran nie wynika zatem każdorazowo z chęci zapewnienia sobie chwili wytchnienia od nadążania za dziecięcymi potrzebami, czasem jest ona efektem troski o to, by dziecko uczestniczyło w tym, co zajmuje inne dzieci w jego wieku. Niezależnie od przyczyn, dla których rodzic godzi się na oglądanie czy grę, zazwyczaj początkowo zakłada on, że ekran pojawi się tylko na chwilę, że będzie dostępny, ale w ograniczony sposób. Często jednak dość szybko okazuje się, że kilkulatek zaczyna domagać się ekranu przez cały dzień.
Można powiedzieć, że wynika to z właściwości ekranu – szybkozmienna, prosta, przewidywalna, a zarazem ciekawa i bardzo nagradzająca rzeczywistość gier łatwo wciąga (nie tylko kilkulatki zresztą). Nagrody i zdobywanie ich odgrywają tu ważną rolę. Zawsze można zdobyć więcej zwierzogemów lub dostać możliwość zagrania lepszą, bardziej zaawansowaną postacią, która… zdobędzie jeszcze więcej punktów, a może nawet przejdzie na kolejny etap (czy raczej level) gry. I zawsze jest kolejny level do zdobycia! Nie ma monotonii, nudy, nie ma chwili na przełączenie uwagi na siebie czy na ludzi dookoła. Nie ma zatem tego, czego kilkulatek bardzo potrzebuje w procesie swojego rozwoju. Dorosły, rzecz jasna, dobrze to wie, więc wycofuje się ze zgody na ekran, zaczyna ograniczać czas grania, a tym samym czyni z ekranu zakazany owoc, tym bardziej atrakcyjny, im bardziej nie wolno z niego korzystać.
Jak zatem wybrnąć z tego błędnego koła, jak sprawić, by ekran stracił w oczach kilkulatka na atrakcyjności? W przygodzie Słonika dzieje się to poprzez relacje – wielu specjalistów zajmujących się nadużywaniem ekranu powie, że to najlepsza lub wręcz jedyna droga. Jednak jak jej użyć, jeśli dziecko wcale nie chce opuszczać świata gry i przekierować swojej uwagi na innych? Zupełnie jak Słonik na początku wyjazdu – kilkulatek może narzekać, że koledzy są nieciekawi, ich zabawy – dziecinne, a na dworze jest nudno… To moment, w którym – tak, jak poprzednio świat gry wdarł się do świata kilkulatka i go zaanektował, tak teraz – odwrotnie, to relacje mogą wejść do świata gry i stopniowo stawać się jego ważnym elementem. Gdy pozwalamy kilkulatkowi na korzystanie z ekranu – na przykład po to, by nie czuł się wykluczony z tematów, które są ważne dla jego rówieśników, pamiętajmy o kontrolowaniu czasu oglądania czy grania oraz treści, do jakich kilkulatek ma dostęp. A przede wszystkim – zadbajmy o to, by w świecie kilkulatka cały czas najważniejsze pozostawały relacje i aktywności, w które dziecko angażuje się wspólnie z innymi.
Grasz? A w co grasz? Jakie są zasady, jak się w to gra? O czym to jest, opowiesz mi? A co ciebie w tym ciekawi, co ty najbardziej lubisz? Te pytania mogą nie tylko zapobiegać opanowywaniu dziecięcego świata przez ekran, lecz także pomagać we wchodzeniu do dziecięcej rzeczywistości wtedy, gdy ekran stał się już dominującym jej elementem. Wówczas, stopniowo, rzeczywistość ekranu zaczyna splatać się z rzeczywistością relacji – możemy gadać o fabule gry, żartować o niej i bawić się w nią. W efekcie – ani się obejrzymy, gdy poszczególne elementy życia kilkulatka wrócą na swoje miejsce – wspólna zabawa znów stanie się superatrakcyjną aktywnością, czas na dworze – najfajniejszym czasem, rówieśnicy – znakomitym towarzystwem, a ekran… niech w wakacje spokojnie porasta kurzem.
Monika Tarnowska, terapeutka, koordynatorka Poradni Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży Intra