Marianna Fijewska: Czy pracując na Linii Wsparcia, zauważyłeś różnicę, od kiedy wybuchła epidemia, a władze zarządziły przymusową izolację społeczną?
Filip Matuszewski, psycholog: Zauważyłem, że wśród ludzi pojawiło się bardzo dużo lęku. Większość dzwoniących do nas osób można podzielić na dwie kategorie- osoby, które boją się o swoje zdrowie i zdrowie swoich bliskich oraz osoby, które niepokoją się sytuacją ekonomiczną i wyobrażają sobie, że świat po epidemii będzie pogrążony w potwornym kryzysie. Myślę, że w obu przypadkach silny lęk wzmacniany jest przez niepewność. Gdyby ludzie wiedzieli, że epidemia i przymusowa izolacja społeczna potrwają jeszcze pół roku czy rok, czuliby się znacznie lepiej.
Gdybyśmy wiedzieli, ile to wszystko potrwa, mielibyśmy pewność dotyczącą choćby tego, kiedy zobaczymy swoich bliskich.
Dokładnie. Wiele osób ma w sobie bunt i złość, że nie może spotkać się z rodzicami czy dziadkami, a jednocześnie takie spotkanie u osób zmagających się z wysokim poziomem lęku, wygenerowałoby jeszcze więcej napięcia. Zauważyłem, że ludzie często decydują się na sięgnięcie po wsparcie właśnie przy okazji chwil społecznych takich jak urodziny, rocznice, imieniny, czy Święta Wielkanocne, które normalnie byłyby celebrowane w większym gronie.
Dużo mówi się o przemocy domowej, która w ostatnim czasie wzrosła. Podobnie, jak poziom spożycia alkoholu, który przecież sprzyja agresywnym zachowaniom. Czy na Linię Wsparcia częściej niż wcześniej dzwonią osoby, które są ofiarami przemocy domowej?
Generalnie odbieramy zdecydowanie więcej telefonów związanych z sytuacją zagrożenia zdrowia lub życia, ale prócz przemocy domowej mam też na myśli kryzysy samobójcze. Wiele osób funkcjonowało na granicy utraty równowagi psychicznej jeszcze przed epidemią. Gdy niespodziewanie wybuchła, pociągnęła za sobą szereg stresorów- niemożność wyjścia z domu, obawa o życie i zdrowie, izolacja od bliskich i dramatyczna narracja medialna, atakująca z każdej możliwej strony. Samobójstwo nigdy nie jest związane z jednym czynnikiem, ale z wieloma namnażającymi się, aż wreszcie czara goryczy zostaje przelana.
Kiedy dzwoni do was ktoś, kto przyznaje, że myśli o samobójstwie, od razu wzywacie policję?
Procedurę interwencyjną rozpoczynamy tylko wtedy, gdy uznamy, że istnieje zagrożenie zdrowia lub życia. Wiele osób mierzy się z myślami rezygnacyjnym, bez zamiaru samobójczego i nie potrzebuje natychmiastowej interwencji, a rozmowy wsparciowej i psychoedukacji, żeby wiedzieć, jakie są drogi pomocy.
W takim razie, kiedy najczęściej decydujecie się na zawiadomienie policji?
W sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia osoby dzwoniącej lub osób trzecich. Zdarzają się telefony od osób, które wręcz błagają nas o pomoc, ponieważ są zamknięte ze swoim oprawcą, który np. grozi, że zacznie „bić aż zabije”. W takiej sytuacji nie ma wątpliwości, że natychmiast trzeba rozpocząć interwencję. Zwykle do tego rodzaju przemocy dochodzi w domach, w których już wcześniej ta przemoc była, choć nie jest to regułą. Mieszkańcy zawsze mogli wyjść, przez co sytuacja nie była aż tak skrajna.
A jeśli sytuacja nie zagraża życiu lub zdrowiu, a jednak rozmówca mówi o bardzo napiętej i ciężkiej atmosferze w domu?
Ludzie często nie uświadamiają sobie, że pewne zachowania noszą znamiona przemocy, bo mają z nimi do czynienia od lat. Trudno nagle stanąć z boku i zreflektować się, że to, w jakiej żyję relacji, nie jest w porządku, ponieważ nie biorę pod uwagę swoich potrzeb, czy siebie jako człowieka. Psychoedukacja polega na mówieniu o tym, co jest przemocą lub jakie zachowania mogą być naruszające granice. Trzeba wesprzeć rozmówcę w powolnym zyskiwaniu świadomości, co do swoich potrzeb i dać narzędzia, by sam mógł przepracować swoje relacje i trudne uczucia. Jeśli ktoś od urodzenia tkwił w patologicznych wzorcach, to nie wyjdzie z nich z dnia na dzień, to nie jest taka prosta sprawa.
Od jednego z psychologów usłyszałam, że przymusowa izolacja społeczna, to także przymusowa konfrontacja z samym sobą i swoim życiem. Być może kwarantanna właśnie tak wpłynie na wielu ludzi- wreszcie zaczną przyglądać się swoim relacjom i potrzebom.
Żyjemy w pędzie codzienności i rzadko mamy przestrzeń do refleksji nad jakością swojego życia. Epidemia sprawiła, że dostaliśmy odgórny nakaz zatrzymania się, a przynajmniej zwolnienia. Może się zdarzyć, że uświadomimy sobie pewne rzeczy związane z naszymi relacjami, które zaczną nas niepokoić. Myślę, że już sam niepokój jest jakąś wartością. Jeśli się pojawi- można zadzwonić na Linię Wsparcia lub w inne miejsce oferujące pomoc psychologiczną i po prostu o tym porozmawiać. Być może okaże się, że ten niepokój jest nieuzasadniony, a wynika przede wszystkim z napięcia spowodowanego aktualną sytuacją, a może okazać się, że jest jak najbardziej uzasadniony, bo np. dane zachowanie partnera czy partnerki nosi znamiona przemocy. Wtedy rozmowa ze specjalistą jest punktem wyjścia do dalszego działania. Choć kwarantanna bardzo wiele nam odebrała, to jednak dała przestrzeń do refleksji. To od nas zależy, na ile pozwolimy sobie na tę refleksję. Nie twierdzę, że teraz każdy musi robić rachunek sumienia i na nowo ustanawiać priorytety, ale pewne jest, że możemy wiele z tego czasu wyciągnąć dla siebie. Byśmy, kiedy epidemia się skończy, mogli wrócić do życia zbudowanego na nowej jakości.
Photo by nikko macaspac on Unsplash